ARTYKUŁY

Odwaga pokoju

Felieton Andrei Riccardiego. Fragment wykładu wygłoszonego w trakcie odbywającego się w Prato Festiwalu Semminare Idee

Dążenie do pokoju, wzrastające przez cały XX wiek i docenione po II wojnie światowej, czyż nie jest w gruncie rzeczy oznaką słabości? Ten zarzut jest dziś powtarzany: Zachód jest często obwiniany o tchórzostwo. W ten sposób wypowiedziała się niezwykła postać, nie mistyk śmierci, ale wielki przeciwnik sowieckiego totalitaryzmu, który odkrył duchową wolność w gułagu: Sołżenicyn. Przebywający na wygnaniu w Stanach Zjednoczonych, został w 1978 r. zaproszony na Harvard, gdzie przed 20 tysiącami ludzi wygłosił przemówienie o upadku odwagi na Zachodzie, o utracie siły i męstwa przez klasę rządzącą i intelektualną: "Prekursorski znak ostatecznego końca".

Stanom Zjednoczonym nie udało się przecież samodzielnie pokonać Hitlera, potrzebowały Stalina, który według słów pisarza był "o wiele gorszym i potężniejszym wrogiem". "Co wy robicie z wolnością?" zapytał publiczność, która oczekiwała raczej pochwał dla Ameryki, która go powitała. W 1973 r. Stany Zjednoczone wycofały się z komunistycznego Wietnamu Północnego na mocy porozumień paryskich. Zachód, według Sołżenicyna, został przytłoczony upadkiem odwagi. Mocne słowa.

Tak, upadek odwagi, ale o jakiej odwadze można mówić w sytuacji, gdy świat stoi na skraju przepaści? Waz z końcem zimnej wojny dla wielu otworzyły się perspektywy świata w pokoju, w którym demokracja rozprzestrzeniłaby się, nie tylko poprzez liberalizację rynków. Wiemy, że historia nie poszła w tym kierunku, nie tylko z powodu konfliktów, które ją nękały, ale także z powodu braku struktury międzynarodowej, która początkowo wydawała się powierzona jedynemu pozostałemu imperium, Stanom Zjednoczonym. Ponownie pojawiły się nacjonalizmy, wola władzy, imperialne aspiracje, legitymizacje agresywnej polityki. Wszystko stało się rynkiem. Globalizacja nie zbudowała pokoju i poczucia wspólnotowego celu wśród narodów. Konflikty i prymat interesów finansowych nad politycznymi dopełniły dzieła.

W XXI wieku wojna została zrehabilitowana jako narzędzie do realizacji własnych interesów i rozwiązywania konfliktów: pokój jest coraz mniej celem, a właściwie przestał nim być. Dziś rozmawiamy o wojnie i zbrojeniach, o dozbrojeniu, a nie o pokoju. Taka jest rzeczywistość, z którą musimy się zmagać, poczynając od rosyjskiej agresji na Ukrainę, ataków terrorystycznych Hamasu na bezbronnych obywateli Izraela oraz porwań i przetrzymywania wielu z nich, izraelskich bombardowań i ataków na Strefę Gazy, które doprowadziły do niewiarygodnego kryzysu humanitarnego i które wydają się dążyć do wyniszczenia całego narodu, poprzez systematyczne ataki na ludność cywilną.

Niewiele informacji dociera do nas na temat większości z 59 otwartych wojen, w tym tej w Sudanie, która jest przyczyną śmierci i głodu, przesiedleń blisko 13 milionów mieszkańców z 45-milionowej populacji i uchodźctwa czterech milionów osob poza granice kraju. Strony deklarują, że nie mają zamiaru negocjować pokoju, lecz chcą kontynuować wojnę. Podobnie postępują różne ruchy partyzanckie w Mali. W Myammar, dawnej Birmie, po czterech latach wojny i 50 tys. zabitych, 200 bojówek nadal walczy z juntą rządową, która kontroluje mniej niż połowę kraju.

Wojny trwają, ponieważ dziś ich cechą charakterystyczną jest ich wieczne trwanie. Wojna jest stałym, a nie przejściowym stanem życia tysięcy uczestników walk i narodów. Organizacje mediacyjne i pokojowe, obecnie nieliczne, świadczą o tym, że zwaśnione strony nie mówią już o pokoju, ale myślą o sobie jedynie jako o uczestnikach walk: żyć znaczy prowadzić wojnę. Podzielam olśniewającą definicję papieża Franciszka: "Każda wojna pozostawia świat w gorszym stanie, niż go zastała. Wojna jest porażką polityki i człowieczeństwa, haniebną kapitulacją, klęską przed siłami zła". Świadek historii wzywa nas do spojrzenia na wojnę jako na porażkę ludzkości. I proponuje sposób na to, by nie ignorować wojen: zbliżyć się do nich. "Nie zatrzymujmy się na teoretycznych dyskusjach... Zapytajmy ofiary. Zwróćmy uwagę na uchodźców, na tych, którzy ucierpieli w wyniku promieniowania atomowego lub ataków chemicznych, na kobiety, które straciły dzieci, na dzieci, które zostały okaleczone lub pozbawione dzieciństwa... spójrzmy na rzeczywistość ich oczami i wysłuchajmy ich historii z otwartym sercem. Wtedy będziemy w stanie rozpoznać otchłań zła w sercu wojny i nie będzie nas denerwować, że uważają nas za naiwnych, ponieważ wybraliśmy pokój".

Tymczasem pokój, którym wciąż się cieszymy, pozwala nam solidaryzować się z tymi, którzy są atakowani. Co więcej: zobowiązuje nas do przywrócenia myślenia o pokoju, aby wojna nie zniszczyła tego kruchego globalnego świata i nie przerodziła się w jeszcze potężniejszą wojnę. Myślenie o pokoju oznacza rozwijanie kultury pokoju, tak aby opinia publiczna była wolna i uważna, by nie była więźniem uproszczeń. Aby wojna nie zdominowała nas swoją bezwzględną logiką, której nie można przerwać. Rozumowanie, rozważanie różnych opinii na ten temat nie jest stratą czasu, ale przygotowaniem na lepsze czasy. Nigdy nie poddawajmy się łatwym uproszczeniom przyjaciel/obcy, które zwalniają nas z myślenia. Odwaga pokoju to odwaga bycia.

W swoim ostatnim wywiadzie przed śmiercią Erich Fromm odpowiedział na pytanie o decydujące zadania dla dzisiejszego człowieka: "Wierzę, że najważniejszą rzeczą jest odwaga, by powiedzieć, że nie ma nic ważniejszego dla człowieka niż właśnie człowiek i że największym celem jego działania jest jego przetrwanie, nie tylko biologiczne, ale i duchowe.... Jeśli człowiek nie ma nadziei. Wtedy nie ma już szansy na bycie". Odwaga bycia nie polega na ukrywaniu się w konformizmie lub poczuciu nieistotności, które powodują bezsilność w obliczu historii wielkiego, strasznego i skomplikowanego świata. Odwaga bycia prowadzi do wyboru i nie pozwala na rezygnację.

Giorgio La Pira, pasjonat pokoju, czuł, że stoi przed apokaliptycznym wyborem między pokojem a wojną, bardziej dramatycznym niż mu się wydawało. Był rok 1965, sześćdziesiąt lat temu. Nie nastał czas apokalipsy. Ale byli mężczyźni i kobiety, którzy dokonali wyboru. Systemy wojenne i kultura konfliktu upokarzają jednostkę oraz jej zdolność do bycia i działania. Tymczasem wybór ma znaczenie: "Trzeba mieć odwagę wybrać pokój i podejmować działania na wszystkich poziomach (międzynarodowym i krajowym: wojskowym, naukowym, technicznym, gospodarczym, społecznym, kulturowym, politycznym, religijnym) zgodnie z tym wyborem". Kiedy przestał być burmistrzem, wyjechał do Wietnamu. Mężczyzna, kobieta nie są skazani na nieistotność, jeśli tylko odważą się być. Słowo konflikt nie będzie określało czasów, w których żyjemy, jeśli tylko nie ulegniemy nienawiści i ignorancji.